Jan Henryk Dąbrowski

PRZEZ RODZINNE I NARODOWE DZIEJE. O GENERALE JANIE HENRYKU DĄBROWSKIM LUŹNE LECZ WAŻNE OPINIE

Kiedy byłem dzieckiem, a potem dorastającym chłopcem i młodzieńcem, na “ścianie bohaterów” w salonie strzeżowskiego domu (noszącego dzisiaj nazwę “Siedlisko”) wisiał duży i piękny olejny portret generała dywizji Jana Henryka Dąbrowskiego, wykonany przez Xawerego Koźmińskiego, zaprzyjaźnionego z moim śp. Ojcem – Julianem Piwowarskim.

Portret ten pod koniec lat 60. zabrał Ojciec do jakiejś reperacji w Krakowie. Wkrótce potem zmarł, a Matka nie potrafiła mi objaśnić, u kogo się ten obraz znajduje. I w ten sposób przepadł. Jednak liczę na to, że spotkam go kiedyś na jakiejś aukcji. Był dla mnie bardzo charakterystyczny.

Otóż sportretowany w sposób niezwykle udany generał miał na zwykłym dla siebie mundurze zawieszony pod szyją na wstędze orderowej w kolorze czarnym z czerwonymi brzegami wyraźnie widoczny Order Miechowski z literami CJ (Crux Jerosolymitana). Na fakt ten zwrócił moją uwagę Ojciec, kiedy w kilku rozmowach przybliżał mi, już jako studentowi historii Uniwersytetu Jagiellońskiego burzliwe losy naszego przodka, Adama Jakuba Piwowarskiego (1776-1854), uczestnika Insurekcji 1794 r., legionisty w Republice Lombardzkiej, żołnierza Księstwa Warszawskiego i powstańca 1830-1831. Dyskusje nasze odbywały się w miłym memu sercu salonie, zawsze pod portretem generała.

Ojciec wyśmienicie znał życiorys bohatera naszego Hymnu Narodowego. Zwracał mi też uwagę na to, że po oddaniu Warszawy feldmarszałkowi Aleksandrowi Suworowowi generał, na pamiętnej Radzie Wojennej w Radoszycach, podjął myśl przedarcia się z resztą korpusu insurekcyjnego aż nad Ren, przez Śląsk, Morawy, Czechy, Bawarię, Szwabię, Lindau i Szwajcarię, wykorzystując to, że część tych terenów była słabo nasycona wojskami, walczącymi z rewolucyjną Francją.

Była to mniej więcej ta sama trasa, którą od 13 stycznia 1945 r. (a więc 150 lat później) przedzierała się na zachód osławiona Brygada Świętokrzyska Narodowych Sił Zbrojnych pułkownika Antoniego Szackiego “Bohuna”.

W 1966 pojechałem z Ojcem do Gdowa nad Rabą, gdzie oglądaliśmy miejsce rzezi powstańców 26 lutego 1846 r. przez zdziczałe gromady chłopskie i bezwzględnych wobec naszej irredenty Austriaków. Ojciec namówił naszego samochodowego “woźnicę”, aby zrobić jeszcze wypad do sąsiedniego Pierzchowa, w którym w tenucie Pierzchowiec, należącej do Krystyna i Ludwiki Lettow (dziadków ze strony matki), 29 sierpnia 1755 r. urodził się Jan Henryk Dąbrowski.

Ojciec w Pierzchowie był w 1938 i oglądał tam obelisk i kopiec, poświęcone generałowi. Obelisk, odsłonięty 20 lipca 1872 r., w 75. rocznicę powstania Legionów Polskich i 54. – śmierci ich wodza, postawili okoliczni ziemianie: Atanazy Benoe z Niegowici, Ludwik Michał Kępieński z Pierzchowca i Roman Włodek z Dąbrowicy. Jego twórcą był kamieniarz Edward Stehlik.

Z usypanego w tym samym czasie przez tutejszych chłopów kopca nie było śladu (został zniszczony pod koniec II wojny światowej), a pomnik znajdował się w opłakanym stanie.

Ojciec, jak to było w jego zwyczaju, recytował w Pierzchowie wiersze. Zapisałem wtedy okolicznościowe strofy pod tytułem “Wioska nad Rabą”, autorstwa Józefa Niwickiego (1816-1871) z Kierlikówki. Oto one:

O! schyl twe czoło, gdy ujrzysz ten domek,

Co pośród żyznych rzuconych zagonów,

Wskaże gdzie niegdyś nieśmiertelny ziomek,

Gdzie się urodził twórca Legionów!
Komuż nieznana Legionistów sława?
Komuż nie znane Dąbrowskiego czyny?
Co za Ojczyzny niezmazane prawa,
W stu krwawych bitwach zbierali wawrzyny!
O ziomku młody! podnieś garstkę ziemi,
Z tych Polsce miłych Pierzchowa zagonów,
Przytul do serca – a wnet pulsy twemi,
Zatętni w piersi pieśnią Legionów!

Nowa Szkoła Podstawowa w Pierzchowie, oddana do użytku w 1964 r., nosiła imię generała. Oglądaliśmy w niej obraz dworu w Pierzchowcu, namalowany przez Ludwika Stasiaka (1858-1924), znanego Ojcu malarza i pisarza bocheńskiego, w 100. rocznicę powstania Legionów Polskich i powstania ich pieśni.

Z lustracji województwa krakowskiego z 1765 r. wynika, iż był Pierzchowiec średnią majętnością szlachecką. Miejsce urodzin Jana Henryka Dąbrowskiego – drewniany dwór ze staropolskim gankiem o czterech kolumnach wzniósł w XVII wieku hetman Jan Klemens Branicki. Majątek obejmował 200 morgów ziemi ornej, młyn nad potokiem i karczmę.

Pierzchowiec, własność Krystyna i Ludwiki Lettow, został zapisany ojcu naszego bohatera – Janowi Michałowi Dąbrowskiemu, weteranowi pięciu kampanii wojennych, który po 45. latach nieprzerwanej służby żołnierskiej otrzymał stopień pułkownika i komendę saskiego regimentu szwoleżerów Karola księcia Kurlandzkiego. Zmarł on w 1779 r., gdy syn rozpoczął karierę w wojsku elektora saskiego Fryderyka Augusta.

Ojciec opowiadał, że do chrztu trzymali Jana Henryka Dąbrowskiego dziadkowie oraz sąsiad, Marcjan Stanisław Żeleński i ciotka Aleksandra z Lettowów Kępieńska. Rodzic, ówcześnie dowódca saskiego szwadronu kirasjerów, był katolikiem, matka Zofia Maria z Lettowów – kalwinką. Rodzina matki należała bowiem do spolonizowanej szlachty kurlandzkiej, zachowującej swe wyznanie. Jednak chłopiec był wychowywany w wierze katolickiej.

Ochrzczono go 2 września 1755 r. w odległej zaledwie o cztery kilometry Niegowici, dokąd niebawem wybraliśmy się. Stąd pojechaliśmy do sąsiednich Wiatowic, skąd 23 marca 1794 r. generał Tadeusz Kościuszko rozpoczął swe insurekcyjne działania. Majątek ten należał wtedy do generała Ludwika Dębickiego, z królewskiej gwardii konnej.

Upłynęło wiele lat, a ja dowiedziałem się, że w tej samej Niegowici w latach 1948-1949 jednym z dwóch wikarych był ksiądz Karol Wojtyła, obecny Ojciec Święty Jan Paweł II.

Jan Henryk Dąbrowski w 1790 r. porzucił służbę saską i wstąpił w szeregi armii koronnej Rzeczypospolitej. Jego talenty militarne rozbłysły w 1794 r., podczas letniej obrony Warszawy przed połączonymi wojskami rosyjskimi i pruskimi, kiedy rozpoczął wielkopolską kartę insurekcji. Naczelnik Tadeusz Kościuszko posłał mu wówczas patent na generała lejtnanta.

Dwa lata później generał pożegnał się ostatecznie z Pierzchowcem, sprzedając go swemu kuzynowi i przyjacielowi Janowi Kępieńskiemu, synowi wuja Ludwika, który w tym majątku gospodarował doskonale.

3 grudnia 1796 r. generał przybył do Mediolanu i stanął przed obliczem obiecująco zapowiadającego się, młodego generała Napoleona Bonaparte. Przywiózł ze sobą gotowy projekt utworzenia we Włoszech Legionów Polskich, które miałyby działać przy wojskach Republiki Francuskiej. 9 stycznia roku następnego dowódca wojsk francuskich we Włoszech podpisał konwencję o utworzeniu takich formacji w Republice Lombardzkiej.

Do lata 1797 r. pod sztandarami Legionów stanęło 6 tysięcy żołnierzy polskich, gotowych do walki. Ich umundurowanie nawiązywało do tradycji polskiej. Żołnierze nosili szlify o barwach narodowych Lombardii z napisem “Ludzie wolni są braćmi” oraz kokardą francuską. 16 lipca 1797 r. w Reggio d’Emilia nastąpiło pierwsze publiczne wykonanie Pieśni Legionów przy akompaniamencie polskiej orkiestry.

Powołano dwie Legie. Na ich czele Dąbrowski wziął udział w zajęciu Rzymu (3 maja 1798), zdobyciu twierdzy Gaeta (30 grudnia 1798), a następnie w krwawych bitwach nad Trebbią (17-19 czerwca 1799), pod Novi (15 sierpnia 1799) i Bosco (24 października 1799). Chociaż generał był naczelnym inspektorem wojsk polskich, jednak w późniejszym czasie został odsunięty od faktycznej komendy. Po wysłaniu Legionów na San Domingo (Haiti) został generalnym inspektorem kawalerii włoskiej.

Do kraju wrócił w 1806 r. i zorganizował antypruskie powstanie w Wielkopolsce. Odtworzone przez niego wojska wyzwoliły Poznańskie i wzięły udział w oblężeniu Gdańska, zdobyciu Tczewa (28 lutego 1807) oraz w bitwie pod Frydlandem (14 czerwca 1807). Następnie uczestniczył w kolejnych kampaniach armii Księstwa Warszawskiego w latach 1809, 1812-1813. Podczas tej ostatniej dowodził odwodami, które osłaniały Mińsk i przeprawę przez Berezynę.

Po śmierci księcia Józefa Poniatowskiego i dymisji księcia Antoniego Sułkowskiego został mianowany przez cesarza Napoleona I naczelnym wodzem armii polskiej (29 października 1813). Wykorzystał to stanowisko, by ocalić resztki polskich oddziałów, które później stały się zalążkiem armii Królestwa Kongresowego.

Gdy na 200. rocznicę powstania pieśni nadziei i zwycięstwa Józefa Wybickiego i Michała Kleofasa Ogińskiego “Jeszcze Polska nie zginęła” odbyła się 7 września 1997 r. w Pierzchowie uroczystość poświęcenia kopca, zbudowanego przez Stowarzyszenie Miłośników Tradycji Mazurka Dąbrowskiego, Wojsko Polskie oraz gminę Gdów, nie mogło mnie oczywiście na niej zabraknąć. Takie bowiem imprezy patriotyczno-religijne uświadamiają nam dobitnie, jak wielką rolę dla budowania świadomości narodowej spełniają osoby i fakty historyczne z kręgu ogólnopolskiego, regionalnego i rodzinnego.

W 1995 r. ukształtował się Komitet Budowy Kopca. Na czele stanął znany mi osobiście prof. dr hab. Kazimierz Bielenin, wybitny polski archeolog, długoletni dyrektor do spraw naukowych Muzeum Archeologicznego w Krakowie. 15 czerwca roku następnego położono kamień węgielny. W latach 1996-1997 bryłę kopca usypał 3 Pułk Saperów z Dębicy. Budowa ta mieści w sobie blisko jeden tysiąc metrów sześciennych ziemi pierzchowickiej. Kopiec ma u podnóża osiemnaście, a na szczycie trzy metry średnicy. Zbocza obłożono specjalną geotkaniną. Na szczyt ułożono ścieżkę, szeroką na półtora metra. Budowla ta kryje w sobie ziemię z wielu miejsc zroszonych krwią Polaków walczących o wolność Ojczyzny. Na szczycie znalazł się obelisk z tablicą: “Jeszcze Polska nie umarła, kiedy my żyjemy”. Kopiec ten jest pierwszym usypanym w Polsce po II wojnie światowej.

Wracając z Pierzchowca spotkałem w Krakowie miechowianina, przyjaciela i historyka. Podczas dłuższej rozmowy opowiedziałem mu przebieg uroczystości, w której brałem udział. Mówiłem o Izbie Pamięci generała w szkole podstawowej w Pierzchowcu. W trakcie referowania tematu mój przyjaciel wyraził głęboki żal, że generał Jan Henryk Dąbrowski nie miał nic wspólnego z ziemią miechowską. Zaoponowałem, mówiąc że chyba jakieś związki tego wielkiego patrioty z Miechowem musiały być, skoro w naszym domu był portret twórcy Legionów Polskich, a na nim został umieszczony Order Miechowski.

Wiedzieliśmy obydwaj, że Order ten należał do grupy najstarszych odznak polskich. Powstał on jako godło bractwa religijnego bardzo wcześnie. Był noszony zarówno przez Bożogrobców duchownych, jak i świeckich. Nadawany był osobom znanym z pobożności. Wprowadzony został w 1789 r. jako podwójny krzyż patriarchalny, wykonany z metalu i emaliowany, zawieszany na szyi na łańcuchu i wstędze. Wkrótce wzór ten zmieniono na krzyż gwiaździsty o sześciu ramionach, z literami CJ na okrągłej tarczy strony głównej, przy czym godło Miechowitów umieszczono również na tarczy strony odwrotnej. Krzyż ten jeszcze raz poprawiono, dokonując wcięć w górnych płaszczyznach gwiazdy i dodając koronę. Odznaka na stronie głównej była pokryta emalią w kolorze pomarańczowym, jedynie jej tarcza została emaliowana na biało, zaś litery miały kolor złoty. Strona odwrotna była gładka, złocona, natomiast krzyż Bożogrobców wpisany w tarczę został umieszczony na emalii czarnej.

Do faktu posiadania przez generała Jana Henryka Dąbrowskiego Orderu Miechowskiego mój przyjaciel odnosił się sceptycznie. Nie miałem wtedy żadnych argumentów, poza pamięcią własną i obrazem, którego już nie było. Po kilku miesiącach sprawę tę mogłem uznać za pozytywnie zakończoną.

Otóż, przygotowując fragment książki o miasteczku Żarnowiec i jego okolicy w okresie 1794-1918 (wydanej następnie przez Towarzystwo “Pro Museo”), sięgnąłem między innymi do źródeł dokumentalnych i wspomnieniowych, odnoszących się do wojny polsko-austriackiej 1809 r. Wynikało z nich, że generał znalazł się ze swoją dywizją 11 lipca pod Jędrzejowem, a 13 lipca pod Miechowem. Wtedy to właśnie, podczas pościgu połączonych sił księcia Józefa Poniatowskiego oraz generałów Jana Henryka Dąbrowskiego i Józefa Zajączka za uchodzącym korpusem austriackim księcia Ferdynanda d’Este, kawaleria polska wykonała siedem wspaniałych ataków na wojsko austriackie pod Żarnowcem – Tczycą – Charsznicą i jeszcze tego samego dnia wyrzuciła Austriaków z Miechowa, do którego wkroczyła rzeczona dywizja.

Generał noc z 13 na 14 lipca spędził na Zamku Generałów Zakonu Bożogrobców w Miechowie, zaś dywizja w miasteczku, okolicznych wsiach i wzdłuż traktu. Z noclegu na Zamku korzystali tej nocy również Naczelny Wódz i generał Józef Zajączek. Rankiem 15 lipca generał uczestniczył w uroczystej Mszy świętej w intencji powodzenia operacji wojennej, celebrowanej przez generała Zakonu, Tomasza Nowinę-Nowińskiego. Książę Józef Poniatowski w tym czasie opróżniał butelkę węgrzyna ze swym adiutantem, natomiast generał jakobin był przy straży przedniej ugrupowania marszowego swej dywizji.

Generał Tomasz Nowina-Nowiński wiedział, kim dla sprawy polskiej był Jan Henryk Dąbrowski. Teraz, widząc jego szczerą pobożność, zaprosił go do Miechowa po zakończonej kampanii. Wódz zaproszenie przyjął i obiecał przybyć możliwie jak najszybciej. Następnie ze swą dywizją udał się do Krakowa. Zamieszkał tutaj w pałacyku generała Józefa Wodzickiego koło klasztoru OO. Kapucynów, w którym na noc przed rozpoczęciem Insurekcji 1894 r. zakwaterował Tadeusz Kościuszko. Wieczorem brał udział w balu, zorganizowanym dla wojska przez miasto w Sukiennicach. 24 lipca był na obiedzie u dziekana katedry Michała Sołtyka i obejrzał zbiór obrazów, pierścieni i numizmatów. Następnego dnia zwiedzał katedrę i zamek na Wawelu. 27 lipca zamieszkał w wygodniejszym pałacu Franciszka Wielopolskiego koło klasztoru OO. Franciszkanów. Brał aktywny udział w zebraniach u Naczelnego Wodza i licznych imprezach. 15 sierpnia komenderował wielką rewią wojska.

Od 27 sierpnia do 18 września przebywał na kuracji w Krzeszowicach, po czym powrócił do Krakowa i zamieszkał w Szarej Kamienicy Wilhelma Żeleńskiego. Z Krakowa generał zorganizował wypad do Pierzchowca i Niegowici, gdzie stwierdził, iż dawny kościółek spłonął w 1761 r., a w “Liber baptisatorum” brak było wzmianki o jego urodzeniu i chrzcie.

10 listopada opuścił swoją kwaterę, udając się do Miechowa. Wcześniej z jego polecenia pojechał z listem do generała zakonu kapitan Władysław Sołtyk, bratanek biskupa krakowskiego Kajetana, wielkiego przyjaciela Zakonu Bożogrobców. W drugim dniu pobytu w Miechowie, podczas uroczystej Mszy świętej w kościele pw. Grobu Bożego i Jakuba Młodszego generał zakonu Tomasz Nowina-Nowiński ozdobił go Orderem Miechowskim. 54-letni generał przyjął Order z wielkim wzruszeniem. Wziął potem udział w przyjęciu, wydanym na jego cześć.

Order Miechowski, wbrew obiegowym opiniom, utrwalonym niestety w literaturze historycznej i popularnonaukowej, był nadawany bardzo rzadko. Otrzymywały go osoby szczególnej pobożności, w tym prawie 35 oficerów Księstwa Warszawskiego, a potem Królestwa Polskiego. Razem wydano maksymalnie 75 egzemplarzy.

Zawiść wobec udekorowanych ze strony całego szeregu libertynów, rekrutujących się zarówno ze sfer duchownych, jak i wojskowych, powodowała próby ośmieszania tego odznaczenia. Jego religijny charakter wymusił na księciu Józefie Poniatowskim wydanie zakazu noszenia go na mundurze wojskowym. Zresztą zawieszanie go na wierzchu munduru nie było zbyt praktyczne, stąd noszono go bezpośrednio na ciele, zazwyczaj na łańcuszku. Krzyż ten podczas kampanii hiszpańskiej, toczonej w latach 1808-1812 z udziałem trzech polskich pułków piechoty oraz pięciu pułków jazdy, ocalił kilku oficerów od śmierci z rąk ultrakatolickich gerylasów.

W Królestwie Polskim, w trakcie likwidacji Zakonu Bożogrobców, podjęto masową nagonkę i różne działania restrykcyjne wobec generała Tomasza Nowińskiego za to, że wydał podobno zbyt dużo patentów na posiadanie Orderu Miechowskiego. Jednak decyzją Sekretariatu Stanu z 4 sierpnia 1825 r., wydaną w Petersburgu, zadano tym opiniom kłam, przez wydanie zezwolenia na korzystanie z przywileju nadawania tej odznaki do śmierci ostatniego generała zakonu (nastąpiło to 4 stycznia 1830).

Przez nadanie Orderu Miechowskiego generałowi Janowi Henrykowi Dąbrowskiemu stał się Miechów, obok Pierzchowca, Niegowici, Reggio d’Emilia, Winnogóry i Krakowa jednym z ważnych punktów związanych z tym wielkim Polakiem, sławnym wodzem i bohaterem naszej najpiękniejszej pieśni “Jeszcze Polska nie zginęła…”

Autora jej melodii, Michała Kleofasa Ogińskiego uczcił Miechów 14 października 1989 r., nadając Szkole Muzycznej I stopnia jego imię oraz poprzez szerokie upowszechnienie jego polonezów, a zwłaszcza a-moll, zwanego “Pożegnanie Ojczyzny”.

Ostatnie lata życia spędził generał Jan Henryk Dąbrowski z dala od aktywnej polityki, piastując honorowy urząd senatora Królestwa Polskiego. Do Pierzchowca po raz ostatni przyjechał w 1818 r., bowiem siostrzeniec generała, Jan Kępieński, dziedzic na Pierzchowcu i Nieznanowicach, żonaty z Elżbietą Dębicką, córką generała Ludwika, właścicielką Wiatowic, Krakuszowic i Liplesia, doczekał się potomka. Generała zaproszono na ojca chrzestnego. Chrzest odbył się w Krakuszowicach (20 maja 1818). Chłopczyk na cześć ojca chrzestnego dostał odwrócone w kolejności imiona Henryk Jan. Następnie pojechano do Pierzchowca (21 maja). Był chłodny wieczór. Generał przeziębił się, miał gorączkę i kłucie w piersiach. W tej sytuacji uprał się, by wrócić do Winnogóry i odjechał do Krakowa. Tam nocował u Wilhelma i Marii Żeleńskich w Szarej Kamienicy. W drodze powrotnej zatrzymał się jeszcze w Miechowie u gościnnego – jak zwykle – Tomasza Nowiny-Nowińskiego, posiadającego honorowy tytuł biskupa biblijskiego. Do Winnogóry przybył 2 czerwca, gdzie zmarł dwa dni później. Gdy wieść o tym doszła do Miechowa, generał Zakonu Bożogrobców odprawił za duszę tego wielkiego Polaka nabożeństwo żałobne.

Przypomnienie, czy może wydobycie na światło dzienne, tej garści informacji uświadamia nam, jak ważna dla kształtowania współczesnego patriotyzmu jest przeszłość oraz w jaki sposób łączy ona w całe struktury ludzi, miejsca i zdarzenia. Daje ona również głębokie poczucie dumy z dziedziczenia chwalebnych kart naszej historii.

Stanisław Piwowarski